ZIELONA WYSPA POŚRÓD OCEANU BIEDY
Rok
2010 Komisja Europejska ustanowiła Europejskim Rokiem Walki z Ubóstwem i
Wykluczeniem Społecznym. Wyliczono, że około17 % Europejczyków ma tak
małe dochody, iż nie może zaspokoić podstawowych potrzeb życiowych.
Niestety Polska ma w tych niechlubnych statystykach znaczący udział.
Światowy
kryzys bezlitośnie obnażył miałkość i zakłamanie liberalnych ideologii
gospodarczych i społecznych, pokazał, iż koncepcja wolnego rynku nie
gwarantuje wcale dobrobytu i ładu społecznego. Widać
jak na dłoni, że tylko cwaniactwo i chciwość jest w tym systemie
wynagradzana, a obecny porządek nie zapewnia ludziom nawet podstawowych
środków do życia.
Czas
więc na rewizję dominującej obecnie ideologii liberalnej i wiary elit w
niewidzialną rękę rynku. Po 20 latach transformacji, czas na
uświadomienie sobie prawdy, iż żaden system nie rozwiąże z automatu
nabrzmiałych problemów społecznych czy gospodarczych, że system to
ludzie, którzy go tworzą i tylko od ich uczciwości, poczucia
sprawiedliwości i troski o los drugiego człowieka zależy dobrobyt całego
społeczeństwa.
Ekipa
Pana Tuska chętnie przedstawia Polskę na mapie Europy jako jedyną
zieloną wyspę ze wzrostem gospodarczym 1,7 % PKB, zapomina jednak dodać,
że ta wyspa jest jedynie dla około 5% polskiego społeczeństwa – elit
gospodarczych i rządowych, czerpiących z tego wzrostu pełną garścią i
jest otoczona bezkresnym oceanem biedy - ludzi żyjących w ubóstwie lub
ledwie wiążących koniec z końcem.
Z
przeprowadzonych badań wynika, że w Polsce rozwarstwienie dochodowe
należy do największych na świecie i jest zdecydowanie wyższe niż w
większości krajów Unii Europejskiej.
W
naszym kraju menadżerowie zarabiają średnio dziesięć razy więcej niż
pracownicy średniego szczebla podczas gdy w takich krajach jak Norwegia,
Kanada czy Szwajcaria dochody kadry kierowniczej są jedynie niespełna
trzykrotnie wyższe od płacy robotników, mimo to, a może właśnie dzięki
temu, wszystkie te państwa znajdują się w czołówce rankingów dotyczących
konkurencyjności, wydajności czy rozwoju technologicznego, a stopa
bezrobocia utrzymuje się w nich na stosunkowo niskim poziomie. Wynika z
tego, wbrew dogmatom neoliberalnych ekspertów, że niskie rozwarstwienie
dochodów sprzyja rozwojowi gospodarczemu i gwarantuje wyższy poziom
solidarności społecznej.
Wbrew
rozpowszechnionym wśród rodzimych ekspertów stereotypom, polskie elity
biznesu mają bardzo wysokie zarobki i ich dochody znacznie przekraczają
średnia unijną. W ubiegłym roku, mimo kryzysu, prezesi spółek giełdowych
zarobili średnio po dwa miliony złotych rocznie. Dla porównania
przytoczę że przeciętny pracownik z pensją 2 tys. zł aby zarobić taką
kwotę musiał by pracować 83 lata.
To
oznacza, że przy uwzględnieniu siły nabywczej wynagrodzeń, ich zarobki
były większe niż w takich krajach jak Holandia, Francja, Stany
Zjednoczone czy Japonia i należały do jednych z największych na świecie.
Jednocześnie
23 mln Polaków uzyskuje dochody na poziomie minimum socjalnego, a w
skrajnej nędzy żyje co najmniej 2,5 mln naszych rodaków.
W
Polsce wynagrodzenia zwykłych pracowników są haniebnie niskie i nie
gwarantują zaspokojenia podstawowych potrzeb rodziny. Polski pracownik
tym różni się od ławki w parku, że ławka, w odróżnieniu do pracownika
jest w stanie utrzymać 3- osobową rodzinę.
Ile
trzeba mieć tupetu i pogardy dla zwykłych ludzi aby w tej sytuacji
twierdzić, że zwiększenie wynagrodzeń pracowniczych o kilkaset złotych,
czy płacy minimalnej do poziomu 50 % średniego wynagrodzenia w kraju,
jest zbyt kosztowne i groziło by finansową katastrofą.
Jakimi
bezwzględnymi i bezdusznymi trzeba być ludźmi aby w tej sytuacji 50 mld
dziurę budżetową łatać kosztem świadczeń socjalnych, emerytalnych,
pomocy społecznej, ograniczeniem dostępności do bezpłatnej służby
zdrowia, oświaty, programów dożywiania dzieci w szkole, czy
ograniczaniem wzrostu płac w budżetówce.
Współczesna Polska jest wyrodną matką dla swoich dzieci – Polska ma największy wskaźnik głodnych dzieci w Unii Europejskiej.
Dzisiejsza Polska to również setki tysięcy „biednych pracujących”, którzy
pomimo ciężkiej, uczciwej pracy żyją na granicy minimum biologicznego.
W
Polsce żyją a w zasadzie wegetują, setki tysięcy emerytów, którzy muszą
wybierać pomiędzy jedzeniem a lekami, podczas gdy obok, beneficjenci
polskich przemian pławią się w luksusach.
Nie
chcemy takiej Polski, chcemy Polski równych szans dla wszystkich,
chcemy Polski bez głodnych dzieci, bez biednych emerytów, bez
wyzyskiwanych pracowników, Polski bez wykluczenia społecznego milionów
obywateli.
Aby
to jednak zmienić ludzie pracy muszą się zjednoczyć, obudzić z letargu
zobojętnienia i zniechęcenia, nie możemy dłużej stać z boku i biernie
przyglądać się rozwojowi wypadków, bo milczenie oznacza zgodę na taki stan rzeczy.
Dziś pracownicy
zrzeszeni w związkach zawodowych stanowią tylko 16 % ogółu pracujących w
Polsce, w krajach rozwiniętych o ugruntowanej demokracji odsetek ten
sięga 80 % , dlatego z tego miejsca apeluje, organizujmy się, wstępujmy
do związków zawodowych, bierzmy sprawy w swoje ręce w myśl zasady nic o
nas bez nas. Pojedynczo jesteśmy zwykłym kółkiem zębatym, łatwym do
wyeliminowania i zastąpienia, razem możemy stworzyć machinę, która
będzie w stanie skutecznie walczyć o sprawiedliwszą Polskę, o lepszą
przyszłość dla nas i naszych dzieci.
Tragiczna katastrofa samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem w której zginęła w jednej chwili znaczna część elity państwa, uświadomiła nam wszystkim, jak kruche jest ludzkie życie, że tak naprawdę liczy się tylko to co zostanie po nas w umysłach i sercach innych ludzi. Mam
nadzieje, że ich najwyższa ofiara nie będzie nadaremna i spowoduje
prawdziwe tsunami na tym oceanie biedy, niesprawiedliwości, obłudy i
zakłamania, tsunami w umysłach i sercach ludzi, które może odmienić oblicze tej ziemi.
PRZEWODNICZĄCY RADY OPZZ
POWIATU RADOMSZCZAŃSKIEGO
Roman Piotrowski